Strona główna » Niemieckie „porządki” – utworzenie getta w Łodzi 

Niemieckie „porządki” – utworzenie getta w Łodzi 

przez DignityNews.eu

Preludium – polityka niemiecka w pierwszych miesiącach okupacji

Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Łodzi od razu rozpoczęły się szykany wobec Żydów. Zostali oni zaprzęgnięci do poniżających lub pozbawionych sensu prac. Ich katalog jest długi: zakopywanie gołymi rękoma rowów przeciwlotniczych, skrobanie podłóg paznokciami, zmywanie własną bielizną okien, podłóg czy ubikacji, czyszczenie dywanów szczoteczką do mycia zębów bez zginania nóg, czyszczenie klozetów gołymi rękoma, trzepanie wycieraczek pałkami na plecach drugiej osoby, ustawianie osób w dwa szeregi i zmuszanie ich do bicia się lub plucia na osobę stojącą naprzeciwko, zmuszanie do „tańca” lub śpiewów, w których podkreślano winę Żydów. Do tego dochodziło palenie synagog, które wieńczyło niemieckie zarządzenie dotyczące utworzenia w Łodzi „dzielnicy żydowskiej”.

 

„Germanizacja” miasta

Elity żydowskie o utworzeniu getta dowiedziały się na parę dni przed podpisaniem niemieckiego dokumentu w tej sprawie. Zarządzenie w dniu 8 lutym 1940 r. przygotował prezydent policji Johannes Schäfer. Zapisano w nim, że łódzcy Żydzi mieli być skierowani do V i VI rewiru policyjnego w północnej części miasta. Były to tereny Starego Miasta i najbiedniejszej dzielnicy Bałuty. Nową decyzję niemieckiej policji przekazano społeczeństwu żydowskiemu za pomocą „Lodscher Zeitung”. Spowodowała ona przesiedlenia na ogromną skalę. Do 29 lutego obszary wytyczonego getta musiały być opuszczone tak przez volksdeutschy, jak też przez Polaków.

Tworzeniu getta towarzyszyły poniżające Żydów decyzje wprowadzane na terenie dawnego woj. łódzkiego pod hasłem „germanizacji” tego obszaru. Od 14 listopada Żydzi musieli nosić specjalne oznaczenia. W rejencji kaliskiej Friedrich Ubelhör nałożył na każdego Żyda bez względu na wiek obowiązek noszenia opasek w kolorze „żydowsko-żółtym”. Niezastosowanie się do rozporządzenia groziło karą śmierci. Jeden z żydowskich świadków skomentował nowe niemieckie rozkazy: „Trudno się oswoić z tą myślą piętnowania (…). Kazano nam przybrać zewnętrzny znak niższości narodowej, znak pariasa”. (…) Wracamy do średniowiecza”.

Przesiedleńcom do łódzkiego getta pozwolono zabrać ze sobą tylko jedną walizkę z odzieżą i bielizną oraz pamiątki rodzinne. Nie wolno było wynajmować żadnych pojazdów kołowych celem przeprowadzki – wszyscy musieli udać się do getta na piechotę. Wyjątek stanowili obłożnie chorzy.

Sposób opuszczania mieszkania także regulowały odrębne przepisy – należało zamknąć je na klucz i oddać go wyznaczonemu dozorcy. By uniknąć tłoku, Niemcy zezwolili najpierw na 300 przesiedleń dziennie, ograniczając je następnie do 150. Jeden z wysiedlonych wspominał, jak wyglądało opuszczenie mieszkania przez jego rodzinę: „W piątek 16 lutego 1940 r., o godz. 13.00 zjawiło się u nas dwóch umundurowanych Niemców i jakiś cywil. Bez długich ceregieli kazali wszystkim obecnym w ciągu dziesięciu minut wynieść się z mieszkania”.

Choć nie można było zabierać ze sobą żadnych części wyposażenia domów, w praktyce sporo Żydów zdecydowało się na przetransportowanie swojego dobytku. Wymagało to dużego wysiłku. Wedle świadków przeprowadzka wyglądała przerażająco: „Młodsze dzieci ciągnęły wypakowane sanki, a starsze pomagały nosić albo same dźwigały pojedyncze meble lub ich części. Mąż dźwigał jedną część łóżka, żona drugą albo tylko listwę. Krawiec dźwigał maszynę, a inni żydowscy rzemieślnicy [swoje sprzęty], choć obowiązywał zakaz zabierania ze sobą warsztatów”.

 

„Krwawy czwartek”

W czasie przesiedlenia Niemcy organizowali akcje terroryzujące Żydów, których celem było przyspieszenie ich koncentracji w getcie. Największa została przeprowadzona 6 marca i w dniu kolejnym. Wówczas niemieckie wojsko i policja wyrzuciły z mieszkań przy ul. Piotrkowskiej pozostające w nich rodziny żydowskie. Wypędzano je na ulice, a wszystkich stawiających opór lub niezdolnych do opuszczenia mieszkań zabijano na miejscu, a niekiedy torturowano. Jeden ze świadków wspominał: „Pozostałym przy życiu zrabowano wszystko, nie pozostawiając nawet dziesięciu marek – co do tej pory było przyjęte przy rekwizycjach i ewakuacjach. Tej nocy zabito kilkoro dzieci. Ciała zastrzelonych leżały w kałużach krwi w izbach i na podwórzu”.

Akcja ta, nazwana przez Żydów „krwawym czwartkiem”, pochłonęła wiele ofiar, choć historycy nie są dziś zgodni co do tego, ile dokładnie. Mówi się o 200, a nawet 1500 zamordowanych wówczas Żydach.

 

Początek końca łódzkich Żydów

Wydarzenia te spowodowały potok ludności żydowskiej do getta, które jednak nie było w stanie ich przyjąć, dlatego powiększono jego teren i zarazem otoczono drutem kolczastym, a wzdłuż granic postawiono tablice informujące o zakazie przekraczania dzielnicy wyznaczonej dla Żydów.

W dniu 30 kwietnia 1940 r. nadburmistrz miasta Franz Schiffer skierował do Chaima Rumkowskiego, „przewodniczącego Starszeństwa Żydów”, pismo, w którym uczynił go odpowiedzialnym za przestrzeganie zakazu opuszczania obszaru getta przez Żydów oraz urządzenie życia wewnętrznego zamkniętej dzielnicy.  Faktycznie oznaczało to zamknięcie getta. Od tej pory nikt nie mógł już bez pozwolenia przekroczyć jego granic. Prezydent policji Schäfer polecił też w specjalnej instrukcji z 10 maja 1940 r. użycie broni w stosunku do Żydów próbujących opuścić getto.

Getto łódzkie przetrwało do 1944 r., gdy przebywających w nim Żydów skierowano najpierw do obozu zagłady w Kulmhof (Chełmno nad Nerem), a następnie do Auschwitz-Birkenau. Do tego czasu zmarło w nim głównie z chorób i głodu około 44 tys. osób.

 

Może cię rówież zaintersować