„Sokole oko wykładowcy padło na moje niebieskie kokardki we włosach i słyszę pytanie: „Czy koleżanka w niebieskich wstążeczkach może mi przypomnieć, o czym mówiłem na ostatnim wykładzie?”. Tak po latach swój pierwszy kontakt po drugiej wojnie światowej z prof. Ludwikiem Hirszfeldem (1884-1954) wspominała jego studentka Bogusława Benendo-Kapuścińska. Sława tego badacza wykraczała jednak daleko poza mury uniwersytetu, choć to właśnie studenckie przywiązanie i podziw dla tego giganta nauki uratują mu życie podczas drugiej wojny światowej.
Hirszfeld, jako światowej sławy lekarz, immunolog, bakteriolog, a także twórca nowej dziedziny nauki – seroantropologii – uznawany był przez wielu za jednego z ostatnich wielkich odkrywców. To jemu m.in. zawdzięczamy podział krwi na grupy – 0, A, B i AB czy odkrycie przyczyny konfliktu serologicznego, za co został w 1950 r. nominowany do nagrody Nobla.
Swoje innowacyjne badania prowadził tak w okresie międzywojennym, jak też po drugiej wojnie, zaś podczas okupacji niemieckiej musiał ze względu na żydowskie pochodzenie ukrywać się. We wspomnieniach wydanych już w 1946 r. (Historia jednego życia) szczegółowo opisał, dzięki komu uniknął Zagłady. Jest to wyjątkowo długa lista, na której znajdziemy robotników, chłopów, mieszczan, inteligencję, ziemian i księży. Wartość tego świadectwa wzrasta, ponieważ profesor, ukrywając się, z pasją godną badacza prowadził socjologiczne obserwacje na temat stosunku Polaków do Żydów i relacji polsko-żydowskich. Tej kwestii jak rzadko który świadek, poświęcał wiele passusów swej książki, starając się bardzo obiektywnie, bez niechęci i nienawiści do Polaków, przedstawić swoje analizy i przemyślenia. Jak sam twierdził, podczas okupacji „w naszym nieszczęściu mieliśmy widocznie szczęście: spotykaliśmy jedynie zacnych ludzi”.
Znamienne jednak, że o kluczowej postaci, dzięki której uratował się z getta, wspomniał zaledwie cztery razy i nigdy nie podał jego imienia. Wynikało to zapewne z ostrożności – Hirszfeld zdając sobie sprawę z poczynań nowej komunistycznej władzy, wolał nie zdradzać personaliów tej osoby, pisząc głównie o rodzinie Potockich. Dopiero w 2018 r. gdy pojawiła się książka autorstwa Urszuli Glensk pt. Hirszfeldowie. Zrozumieć krew, zagadka ta została rozwiązana, choć wciąż mało się o tym mówi.
Wybawcą okazał się warszawski aptekarz, magister farmacji Konstanty Potocki (1886-1967). Przed wojną był hurtownikiem, przemysłowcem farmaceutycznym i współorganizatorem wytwórni farmaceutycznej „ Dr farm K. Wende. Zakłady Przemysłowo-Handlowe sp. z.o.o”. Jego apteka mieściła się przy ul. Krakowskie Przedmieście 45, a od 1943 r. w Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Potocki za własne pieniądze wyprowadził Hirszfelda z warszawskiego getta w lipcu 1942 r., gdy trwała masowa deportacja Żydów do Treblinki. Osobiście do getta przyszedł po niego inżynier D. – postać dziś nieznana – i oświadczył, że czeka na niego samochód po aryjskie stronie. Wdzięczy na ofertę, Hirszfeld we wspomnieniach zapisał: „Moja serdeczna miłość do młodzieży widocznie żyła w pamięci tego życzliwego mi człowieka. Z najgłębszym wzruszeniem przyjmuję propozycję”. Rodzina Hirszfeldów opuściła getto w przebraniu robotników.
Potocki był protestantem, spoczywa na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim. Nie otrzymał tytułu „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”.