Strona główna » Na nieludzkiej ziemi. Losy rabina Jechiela Jehoszui Rabinowicza na syberyjskiej zsyłce podczas II wojny światowej

Na nieludzkiej ziemi. Losy rabina Jechiela Jehoszui Rabinowicza na syberyjskiej zsyłce podczas II wojny światowej

przez Dignity News
Wybuch II wojny światowej doprowadził do zniszczeń wielu miasteczek, które były intensywnie bombardowane przez niemieckie lotnictwo. Taki los spotkał także Siedlce – miasto położone około 80 km od Warszawy. Do 1939 r. urząd rabina sprawował w nim Jechiel Jehoszua Rabinowicz. Gdy Niemcy na początku września rozpoczęli prześladowania ludności żydowskiej, rabin wymknął się niemieckiej obławie. Od tego momentu rozpoczęła się jego walk o przetrwanie. Ocalenia wraz z rodziną szukał po sowieckiej stronie, lecz tam spotkały go nowe represje.    

Jechiel Jehoszua Rabinowicz (1900-1981) w II Rzeczypospolitej obracał się w środowisku czołowych polskich cadyków, m.in. miał bliskie kontakty z Gerer rebe, czyli cadykiem z Góry Kalwarii. Jako chasyd i cadyk reprezentował tradycję wywodząca się z Białej Rawskiej pod Łodzią, która z kolei swój początek wzięła w Przysusze – małej, aczkolwiek niezwykle ważnej dla świata chasydzkiego ziem centralnych miejscowości, położonej 40 km na południowy-zachód od Radomia. Tam swój dwór założył bowiem cadyk Jaakow Icchak ben Aszer Rabinowicz, zwany Świętym Żydem. Postać ta jest bohaterem książki pióra Martina Bubera pt. „Gog i Magog”. Dzieło opowiada o rywalizacji między dwiema szkołami chasydzkimi – z Przysuchy i z Lublina.    

Jechiel w wieku 23 lat został cadykiem, wszedłszy uprzednio do włodawskiej rodziny Berholców. Związki rodzinne spowodowały, że na jakiś czas osiadł we Włodawie, zakładając tam swój dwór. Następnie zaczął piastować urząd rabinacki w Siedlcach, nie tracąc zarazem kontaktu w Włodawą. 

W 1939 r. podczas niemieckich nalotów na Siedlce, rodzina Rabinowiczów straciła cały swój majątek. Jak pisała we wspomnieniach córka rabina, „cały nasz dom wraz z dobytkiem, księgami, antykami i pamiątkami rodzinnymi, które przechodziły z pokolenia na pokolenia, został spalony”. Sytuacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna, gdy w pierwszych dniach po zajęciu Siedlec żołnierze Wehrmachtu rozpoczęli prześladowania Żydów. Jedną z form represji na nich było zmuszanie do wycieńczającej pracy osoby podeszłe wiekiem. Gdy więc przyszedł niemiecki rozkaz, by wszyscy mężczyźni narodowości żydowskiej stawili się w określonym miejscu celem przewiezienia do wyznaczonego miejsca pracy, Rabinowicz, korzystając z zamieszania, zbiegł z punktu wywózki, chowając się w bramie jednego z siedleckich domów. Od tego momentu rozpoczął się nowy etap w jego życiu. Musiał ukrywać swoją prawdziwą tożsamość, chodząc po ulicach w przebraniu piekarza, których Niemcy na jesieni 1939 r. nie wywozili na roboty przymusowe.   

Kolejnym wstrząsem dla mieszkańców miasta okazało się wkroczenie wojsk sowieckich do Siedlec, co miało miejsce pod koniec września 1939 r . Niemal natychmiast zawiadomiono siedlczan, iż nie pozostaną one na długo na tych terenach, i każdy, kto chciałby udać się z nimi na Wschód, jest mile widziany. Propagandowy chwyt Sowietów podziałał na sporą część zmęczonych niemieckimi „porządkami” mieszkańców – tak Polaków, jak też Żydów, którzy wycofali się wraz z Sowietami z miasta, kierując się w stronę Kresów Wschodnich. W grupie tych osób znalazła się rodzina Rabinowiczów. Udała się ona do znajomego rabina zamieszkałego w Baranowiczach. Tam przebywała przez 8 miesięcy. W tym czasie siedlecki rabin bezskutecznie starał się o wydanie sowieckiego paszportu, którego mu odmawiano jako osobie zakwalifikowanej do „elementu niepożądanego”.  Z uwagi na te okoliczności zaczął zabiegać o wyjazd na kowieńską Litwę, licząc, że stamtąd uda mu się dostać do Palestyny. 

W miarę spokojne życie na Kresach Wschodnich przerwał donos, w wyniku którego wiosną 1940 r. w domu baranowickiego rabina zjawiło się NKWD. Pod pozorem poszukiwania broni, funkcjonariusze sowieccy nakazali wszystkim domownikom w 10 minut spakować się. Oznaczało to deportację w głąb Syberii. Rabinowiczowie zostali odtransportowani na dworzec kolejowy i władowani do wagonów towarowych. Po 20 godzinach oczekiwania, pociąg ruszył w stronę Mińska, potem Moskwy, kierując się na Swierdłowsk (ob. Jekaterynburg).  

Jazda koleją skończyła się w Tawdzie – w mieście położonym nad rzeką o tej samej nazwie. Gdy grupa zesłańców dotarła nad jej brzegi, dalej trasę pokonywano na barkach. Po dwóch dniach rejsu, deportowanych wysadzono w prastarym lesie w okręgu Twarsk (obwód swierdłowski). Znajdowało się tam już kilka posiołków z barakami. Rabinowiczowie trafili do posiołku o nazwie Czasz/Czasza i rozpoczęli w nim przymusową pracę polegającą na wycince lasu i obróbce drewna, oraz wyplataniu koszy. 

Głównym problemem rabina Rabinowicza, i jego rodziny, oprócz surowego klimatu i ciężkiej pracy, okazało się przywiązanie do tradycji żydowskiej, m.in. do święcenia soboty. Z tego powodu w ten dzień odbywały się śledztwa w tej sprawie, inicjowane przez komendantów i naczelników posiołku. Ich celem było doprowadzenie do złamania religijnych Żydów i zniechęcenia ich do  kultywowania żydowskiej tradycji. Rabina oskarżano o sabotaż i zniechęcanie do pracy. Z tego powodu trafił nawet do karceru, aczkolwiek kary nie okazały się nigdy dotkliwe. Zesłańcom również nie doskwierał głód, o czym w swoich wspomnieniach pisała córka rabina, zdając sobie sprawę z tego, że miejsce, do którego trafiła z ojcem było jednym z lepszych. Sytuacja zmieniła się na gorsze po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w 1941 r. 

W końcu sierpnia 1941 r. zesłańcy dowiedzieli się o amnestii. Ruszyli więc w drogę powrotną – nie do Polski, lecz do Palestyny.  

Może cię rówież zaintersować