Gdy w przedwojennej Polsce został fotografem , Wilhelm Brasse nie spodziewał się, co zgotuje mu przyszłość. Dwa razy odmówił podpisania niemieckiej listy narodowościowej (volkslista) i trafił do KL Auschwitz. Tam, SS-mani kazali mu robić zdjęcia tajnej dokumentacji. Uchwycił na nich także życie więźniów, lecz po wojennej traumie nigdy nie wrócił do zawodu fotografa.
Wilhelm Brasse urodził się 3 grudnia 1917 r. w Żywcu (miasto w południowej Polsce). Jego dziadek od strony ojca, Albert, pochodził z Alzacji. Wilhelm miał więc niemieckie pochodzenie, ale jego matka była Polką. Małżeńastwo wychowywało syna w duchu patriotyzmu i miłości do Polski. Ojciec Wilhelma walczył przeciwko Rosji bolszewickiej, która w 1920 r. próbowała podbić II Rzeczypospolitą i resztę Europy.
Przed II wojną światową Wilhelm został fotografem. Uczył się tego zawodu w katowickim atelier, które należało do jego ciotki.
Fotograf i Polak
1 września 1939 r. wojska niemieckie zaatakowały Polskę i rozpoczęła się II wojna światowa. . . Ponieważ Wilhelm miał niemieckie korzenie, hitlerowcy po zajęciu Żywca zaproponowali mu podpisanie volkslisty. Była to specjalny wykaz osób, podzielony na cztery kategorie, na który wciągano osoby niemieckiego pochodzenia, celem wzmacniania „niemczyzny” na okupowanych ziemiach polskich.
Po odmowie zostania volksdeuchem Brasse udał się do Krynicy , by nadal pracować jako fotograf. Zapragnął jednak walki z Niemcami i postanowił przedostać się do Francji, gdzie formowało się polskie wojsko.
W trakcie przeprawy przez granicę w 1940 r. został jednak zauważony przez Łemków, którzy złożyli na niego donos. Niemcy aresztowali Wilhelma Brasse i osadzili w więzieniu. Tego samego roku przewieźli go do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Podczas transportu niemieccy okupanci jeszcze raz zaproponowali mu podpisanie volkslisty, jednak . Brasse czuł się całkowicie Polakiem i nie chciał kolaborować z Niemcami. Uważał, że mimo grożących mu represji, , zaparcie się Polski będzie niehonorowe. Po raz kolejny więc odmówił. Wkrótce miała go przywitać nowa, okrutna rzeczywistość KL Auschwitz.
Zdjęcia z piekła
W obozie otrzymał nr 3444, po czym skierowano go do prac budowlanych. Wkrótce jednak Niemcy dowiedzieli się o jego umiejętnościach fotograficznych. . Kazali mu więc wykonywać zdjęcia sygnalityczne przybyłych więźniów. W ciągu nocy robił ich nawet tysiąc. Sam po wojnie szacował, że w niewoli obozowej zrobił ich ok. 50 tys.
Fotografował także codzienne życie w obozie: pracę więźniów, lecz również spotkania towarzyskie niemieckich funkcjonariuszy obozowych. . Robił zdjęcia pocztówkowe i portretowe. Gdy spodobały się Niemcom, dostawał od nich chleb, czasem ser, a nawet kiełbasę. Jak sam wspominał, dzięki temu mógł podzielić się jedzeniem z innymi. W KL Auschwitz dostał również zlecenie na… sesję ślubną więziennej pary.
Jego fach fotograficzny postanowili w 1943 r. wykorzystać także obozowi lekarze z SS, po wojnie uznani za zbrodniarzy niemieckich : Josef Mengele, zwany „Aniołem śmierci” i Eduard Wirths, którzy przeprowadzali na więźniach obozu pseudonaukowe eksperymenty medyczne. To te fotografie pozostawiły największą traumę w pamięci Wilhelma. Mengele kazał mu bowiem robić zdjęcia m.in. poddanym okrutnym eksperymentom nagich żydowskich kobiet i Romów z rakiem wodnym. Gdy „Anioł śmierci” został przeniesiony z obozu, niemieckie władze obozu zabroniły Wilhelmowi robić zdjęcia Żydom. Uważali, że to przejaw marnotrawstwa materiału służącego do ich wykonywania…
Nie zniszczył fotografii
W 1945 r. Niemcy przegrywali wojnę. Na froncie zachodnim niemiecka armia cofała się przed nacierającymi aliantami, a ze wschodu nadciągała Armia Czerwona. Wojska sowieckie były coraz bliżej KL Auschwitz i Niemcy nakazali fotografowi zniszczenie zrobionych zdjęć. Brasse zaczął palić negatywy. Te wykonano jednak z niepalnego celuloidu. Dzięki temu Wilhelm wraz z kolegą mógł uratować zdjęcia. Obaj zrobili to oczywiście w konspiracji przed funkcjonariuszami obozu. Fotografie te posłużyły później nie tylko historykom, ale także prawnikom podczas procesów przeciwko niemieckim nazistom.
Brasse został ewakuowany do innego niemieckiego obozu koncentracyjnego – Mauthausen-Gusen. Tam doczekał wyzwolenia przez wojska USA. Amerykanie odradzali mu powrót do Polski z powodu siłowego przejęcia władzy przez komunistów. Proponowali przyjęcia obywatelstwa, któregoś z krajów Zachodu, ale Wilhelm odmówił.
Trauma do końca życia
Po powrocie do rodzinnego miasta Brasse nadal zamierzał pracować w zawodzie fotografa. Niestety przed oczyma wciąż stawały mu obrazy przestraszonych żydowskich kobiet w obozie. Po wojnie wyznał: . „Fotografowałem kobiety, dziewczyny, a równocześnie miałem skojarzenia wzrokowe. Widziałem te nagie Żydówki. Zacząłem czuć odrazę do wykonywania zdjęć. To tak wpłynęło na moją psychikę, że nie mogłem tego zapomnieć. Z tym już umrę”.
Wilhelm udał się do psychiatry po pomoc, a ten poradził mu zerwanie z zawodem. Został rzemieślnikiem i przez lata nikomu nie mówił o swojej przeszłości. Dotarli do niego jednak izraelscy historycy, a po nich Ireneusz Dobrowolski – polski reżyser. Nakręcił on o Wilhelmie film dokumentalny pt. „Portrecista”.
23 października 2012 r. Wilhelm Brasse zmarł w swoim mieście rodzinnym.
W 2020 r. pojawiły się informacje , że ma powstać produkcja fabularna o losach fotografa. Nakręceniem filmu ma zająć się hollywoodzki reżyser, Robert Stromberg, laureat dwóch Oskarów.