Dlaczego na kolacji wigilijnej koniecznie muszą być akurat karpie i śledzie, tego nie wiadomo, ale prof. Wacław Mozolewski, kierownik Katedry Technologii i Chemii Mięsa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UWM) w Olsztynie, zachęca do poszerzenia rybnego menu także o łososie i pstrągi tęczowe, które zawierają najwięcej astaksantyny – najlepszego znanego przeciwutleniacza.
Karpie są hodowane na ziemiach polskich już od ośmiu wieków. Jeśli chodzi o śledzie, to najstarsze źródła podają, że były popularnym pożywieniem już w X wieku. Było ich dużo, a zasolone w beczkach mogły być długo przechowywane i daleko transportowane. Poza tym śledzie i karpie były jedzeniem postnym, a kiedyś ludzie dużo pościli. Kolacja wigilijna, chociaż obfita, zawsze była w Polsce postna – mówi prof. Mozolewski w rozmowie z „Wiadomościami Uniwersyteckimi”, miesięcznikiem UWM.
Olsztyński naukowiec przekonuje, że karpia jeść warto, bowiem zawiera on szczególnie dużo lizyny, której organizm ludzki nie wytwarza, a lizyna stanowi budulec białek i uczestniczy w produkcji hormonów, przeciwciał, enzymów, a także przyczynia się do wytwarzania kolagenu.
Z kolei śledź, zdaniem prof. Mozolewskiego, to ryba niedoceniana.
Jego mięso zawiera dużo białka i niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNTK). Jeśli mamy wybór, to lepiej wybrać śledzia atlantyckiego niż bałtyckiego, bo jest tłuściejszy, czyli zawiera więcej pożytecznych NNTK i jest mniej zagrożony pasożytami i zanieczyszczeniami niż bałtycki – wyjaśnia prof. Mozolewski i zaleca w niektórych okolicznościach spożywanie wyłącznie śledzia w oleju.
Jeśli na zakąskę wybieramy śledzia, to ważne, aby to nie był śledź w occie, bo organizm ludzki metabolizuje kwas octowy podobnie jak alkohol, a wynikiem tej przemiany jest aldehyd. To trucizna wywołująca objawy kaca. Pijąc wódkę i przekąszając śledzikiem marynowanym, tylko kaca powiększamy – przestrzega profesor.
Adrian Andrzejewski