Polscy przewoźnicy od trzech tygodnie blokują wjazd na przejściach z Ukrainą. Transportowcy chcą przywrócenia zezwoleń zniesionych z powodu wojny na przewozy komercyjne dla kierowców ukraińskich i uporządkowania e-kolejki po stronie ukraińskiej, która ma wydłużać czas przekroczenia granicy i sprzyjać korupcji.
Blokowane są przejścia Dorohusk-Jagodzin i Hrebenne-Rawa Ruska w województwie lubelskim, Korczowa-Krakowiec, Medyka-Szeginie w woj. podkarpackim.
Polska branża transportowa zapowiada rozszerzenie swojej akcji. Z każdym dniem protestujących przybywa. Przed inwazją Rosji na Ukrainę na stronę polską i ukraińską przypadało po 160 tysięcy transportów rocznie. Teraz liczba transportów ukraińskich przekroczyła 800 tysięcy rocznie.
Protestujący domagają się przywrócenia zezwoleń na jazdę po unijnych drogach dla ukraińskich przewoźników. System zezwoleń został zniesiony po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę w 2022 r. Nowe przepisy spowodowały spadek kosztów dla ukraińskich przewoźników, w rezultacie czego z rynku zaczęły być wypierane polskie firmy transportowe, które nie były w stanie konkurować z firmami ukraińskimi.
Postulat przywrócenia zezwoleń na przewozy komercyjne poparły organizacje transportowe z pięciu państw: ZMPD (Polska), MKFE (Węgry), Cesmad Bohemia (Czechy), Cesmad Slovakia (Słowacja) oraz Linava (Litwa).
Serhij Derkacz, wiceminister rozwoju społeczności, terytoriów i infrastruktury Ukrainy przekonuje, że „problem robi się z każdym dniem poważniejszy, bo przez Polskę przechodzi 30 procent zaopatrzenia dla ukraińskiego sektora energetycznego”, a blokada grozi jego załamaniem.
Raz na godzinę przepuszczane są przez granicę po trzy transporty. Pomoc humanitarna i zaopatrzenie wojskowe przepuszczane są bez ograniczeń.
4 grudnia odbędzie się posiedzenie Rady UE ds. Transportu, Telekomunikacji i Energii, która ma zaproponować rozwiązania pozwalające zakończyć protest.
Adrian Andrzejewski