Polityka fiskalna nie jest jednoczynnikowa i zmiany w niej działają na rozmaitych polach. Z tego względu nie ma jednoznacznie ugruntowanej w literaturze zależności między polityką fiskalną a inflacją.
Zarówno empirycznie, jak i koncepcyjnie inflacja jest wynikiem splotu monetarnych i realnych zmiennych. Inflacja może w sumie obniżać się w wyniku działania kilku czynników: przez (1) monetarne wyhamowanie, (2) wzrost popytu na pieniądz, (3) wzrost produktywności, (4) aprecjację walutową (choć ta jest w pewnym sensie pochodną 2 i 3).
Pierwszy czynnik polega na tym, że zmniejsza się ekspansja pieniądza i kredytu w gospodarce. Te zmienne są przede wszystkim zdominowane przez politykę monetarną.
Drugi czynnik, wzrost popytu na pieniądz, oznacza sytuację, w której pieniądze w gospodarce trafiają do ludzi mających mniejszą skłonność do ich wydawania.
Natomiast trzeci czynnik, produktywnościowy, oznaczałby sytuację, w której gospodarka zwiększa swoje możliwości podażowe na przykład w wyniku wzrostu skłonności do inwestowania. Nowa kontrybucja fiskalna miałaby sprawić, że poprawia się klimat do inwestowania np. w wyniku oczekiwanego wzrostu przychodów lub potencjalnych zysków.
Wydaje się zatem, że teoretycznie najbardziej prawdopodobny efekt anty-inflacyjny wyższych podatków mógłby wynikać z pierwszego czynnika, a więc kontrfaktycznej redukcji monetyzacji długu na potrzeby budżetu państwa.
Ale nawet w tym scenariuszu trzeba podkreślić, że przyczyna redukowania inflacji przez podatki nie wynika wprost z pozytywnego wpływu podatków na zmniejszenie inflacji, lecz z pozytywnego wpływu redukcji prasy drukarskiej.
Samo zwiększanie podatków ma generalnie efekt neutralny lub negatywny, jeśli chodzi o potrzebę redukowania bieżącej inflacji. I tak samo w zasadzie w długim okresie. Inflację najlepiej pokonać poprzez wzrosty produktywności, pomnożenie oszczędności, akumulację i napływ kapitału oraz zaprzestanie jej powodowania.
Mateusz Machaj, dr hab. nauk ekonomicznych, pracownik Uniwersytetu Wrocławskiego. zlec